released March 3, 2022
REVIEWS:
Nick Ostrum (
freejazzblog.org ):
All four, however, frequently opt for hushed, intimate sounds, wherein the listener can really hear the complementary tones and timbres, a steely rattle here, a tightly plucked violin melody there, an extended breathy bass clarinet trill and who know what ligneous scrapes elsewhere. In a way, this is sound-painting, with disparate slashes and strokes slowly revealing more coherent curvatures and lines, then shapes, then some sort of a landscape just clear enough to make out the hills but hazy enough to question whether the image is actually figurative at all.
If Live at SMF - or any of these releases for that matter - is at all representative of what is going on the scene today, I (or we) have been missing out on yet another exception to the now rather threadbare rule that good experimental music inevitably gravitates around a few free music capitals. Or, maybe we just need to broaden our search, expand the list, and add Poznań to it.
Maciej Lewenstein:
Vasco Trilla, playing drumsm"only", is accompanied here by the young lions of the Poznan scene: the phenomenal Ukrainian Ostap Manko
on violin, the absolutely incredible Michal Gizycki
on bass clarinet and tenor saxophone, Michal Joniec,
supporting Vasco with percussion sounds of "metal rubbish
universe". The quartet plays one 36 minutes long
set, with changing moods and atmospheres, oscillating
between the expressive collective improvisation of all four
musicians to more peaceful and melancholic solos or duos.
Michal Gizycki is a real growing star on bass clarinet,
deserving much greater recognition. Ostap Manko we
remember from "El Pricto & Degenerative Spontaneous
Orchestra: Live at 4th Spontaneous Music Festival",
"Guilherme Rodrigues & Spontaneous Ensemble: Live
at 5th Spontaneous Music Festival", and "Tonus -
Intermediate Obscurities III: Live at Spontaneous Music
Festival 2018", is a growing violin start on the Polish
avantgarde scene. Micha Joniec is the most quit member
of the quartet, but also signicant. Excellent record!!!
Andrzej Nowak (
spontaneousmusictribune.blogspot.com ):
Muzycy od początku tkają swoją opowieść filigranowymi dźwiękami, nasłuchują się wzajemnie, niczym płocha zwierzyna wystawiona na grozę dużej, otwartej przestrzeni. Są czujni, ekstremalnie skupieni i zdeterminowani, by ich dźwiękowy spektakl wbił się w nasze uszy w sposób nieodwracalny. Pierwsze perkusyjne frazy dwóch jakże różnych zestawów metalowych przedmiotów docierają do nas z głębokiej ciszy, z mglistą poświatą tajemnicy. Obok klarnet wydmuchuje czyste powietrze, a struny skrzypiec pętlą się wzajemnie. Free slowly chamber in mysterious way! Narracja pełna zasupłanej nieskończoności narasta niczym letnia burza bardzo leniwego popołudnia. Jednakże już na początku czwartej minuty pierwsze emocje gasną w czerstwej ciszy. Frazy dziergane przez improwizatorów zdają się być teraz jeszcze bardziej filigranowe – szumy, oddechy, małe dźwięki uderzania metalem o metal, strzępy melodii plecione stojąc na placach, drżące talerze i drobne, elektryczne silniczki, które pracują na werblu perkusji.
Nim upłynie 10 minuta koncertu dostajemy się w wir pierwszego, jakże efektownego spiętrzenia dramaturgicznego. Kolektywna zabawa budowana riffami skrzypiec i gęstym dronem melodii klarnetu, nie bez atrybutów metody call & responce, kończy swój żywot w ciszy kreowanej rezonującymi, metalowymi akcesoriami. Opowieść na kilka długich chwil przepoczwarza się w perkusjonalny duet, który pracuje blisko ciszy, generując niebywałą jakość. Skupienie, celebracja, jak wyniesienie swobodnej improwizacji na ołtarze wiecznego mroku. Klarnet i skrzypce też tu zapewne grają, choć ich działania nie przyjmują postaci dźwiękowej.
Po upływie kwadransa artyści zaczynają budować nową opowieść. Ich działaniom towarzyszy pewna ulotna dynamika, tudzież narracyjna, kolektywna zgoda na zadany kierunek podróży. Są umiarkowanie nerwowi, pobudzeni perspektywą kreowania kolejnych zdarzeń fonicznych. Lubią też zmiany, bowiem raz za razem każdy z nich ciągnie improwizację w coraz ciekawsze rejony. Po 22 minucie znów dostajemy zmysłową porcję perkusjonalnych dialogów na małe, metalowe przedmioty. Rezonans miesza się tu szelestem, tworząc wystudzoną lawę surowych, jakże pięknych akustycznie dźwięków. Tymczasem muzycy zaczynają coraz dotkliwiej preparować swoje narzędzia pracy. Spoglądają ku górze, a nieistniejące światło słoneczne przepala im źrenice. Swoje kilka bezcennych, samotnych chwil dostają tu skrzypce - mantra post-baroku czyniona na bazie coraz mroczniejszego tła. Suspens buduje tu dodatkowe emocje, a splot zdarzeń prowadzi muzyków na kolejny, znów dość drobny szczyt. Zejście z niego odbywa się w ciszy, zdobionej szumem dętej tuby. Obok rezonują powierzchnie płaskie, które nadymają się niczym dmuchawce. Melodia i spirytualny rytuał saksofonu, który niespodziewanie wstąpił w rolę klarnetu, to kolejny atrybut tej dramy. Muzycy w skupieniu zaczynają poszukiwać fazy ostatecznego wydechu. W konsekwencji pewnego dramaturgicznego zaniechania finał improwizacji spoczywa wyłącznie na barkach perkusjonalistów, którzy z przeciwległych krańców sceny ślą nam efektowne gesty pożegnania.